Zarobki na pierwszym planie

Jeśli zastanawiacie się nad tym, kto powinien zostać w domu i zająć się dzieckiem po zakończeniu obowiązkowego urlopu macierzyńskiego, na pierwszym planie warto postawić… zarobki. Brzmi to dość kontrowersyjnie, jednak praktyczne myślenie nie zawsze zasługuje na demonizowanie. Oczywiście taki pogląd jest też pewnym skrótem myślowym. O co więc chodzi? Przede wszystkim o zapewnienie bezpieczeństwa finansowego.

Jeśli akurat tak się złożyło, że twoja żona zarabia kilka tysięcy zł netto miesięcznie, a Ty dopiero zacząłeś piąć się po szczeblach kariery i balansujesz w okolicach płacy minimalnej – nie warto trzymać się stereotypów wychowawczych. Co z tego, że będziesz czuć się bardziej męsko, chodząc do pracy i zostawiając żonę z dzieckiem w domu, skoro ledwo starczy wam na jedzenie i opłacanie rachunków. Innymi słowy, własna duma czy ambicje zawodowe to sprawa drugorzędna, gdy na świat przychodzi nowy członek rodziny. Poza samą wysokością zarobków warto pamiętać także o innych czynnikach, które mogą mieć wpływ na warunki bytowe.

Najlepszym przykładem jest stabilność zatrudnienia. Jeśli jeden z małżonków zarabia bardzo dużo, ale pracuje „na czarno” lub na tzw. umowie śmieciowej, niedługo może się okazać, że zostanie bez pracy. Może więc lepiej poświęcić wysokość przychodów na rzecz płynności domowego budżetu? Nienajlepszym pomysłem może się okazać natomiast próba połączenia zarobkowania z wychowywaniem maluszka.

Praca zdalna lub w weekendy i pilnowanie dziecka w domu? Z pewnością jednych i drugich obowiązków nie dopilnujesz właściwie. Chyba wiesz, które powinieneś wybrać.